czwartek, 1 grudnia 2011

zrozumienie

Pod poprzednim postem Ewa zamieściła komentarz, że nie rozumie jak to jest stoczyć się na dno i tego nie dostrzec. Co ja na to myślę - napiszę tutaj, bo miałam o tym również pisać, choć miało to być jednak później.

Jak to jest nie dostrzec tego co się z człowiekiem dzieje? Nie wiem. Żyję z taką osobą ponad 30 lat pod jednym dachem i - i nie umiem odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Odpowiedź może być jedna i szeroka, lub może być ich kilka, a każda nie mniej dobra od poprzedniej.

Spokojnie mogę napisać, że w grę wchodzą tutaj różnorodne zaburzenia osobowości, a bardzo często zaburzenia psychiczne. Dlatego też o alkoholizmie mówi się nie tylko w przypadkach gdzie występuje nadużywanie alkoholu wraz z przemocą fizyczną, czy przemocą psychiczną, ale też mówi się o alkoholizmie kiedy poza właśnie nadużywaniem alkoholu nic więcej nie występuje. Kluczowymi są słowa: nadużywanie alkoholu. 
Najczęściej na samym początku bywa to niewinny "o jeden kieliszek za dużo", później jest "o jeden raz za często". Problem wkrada się cicho, powoli i bez ostrzeżenia na różne sposoby. Czasem okazje pojawiają się zbyt często, czasem niewłaściwe towarzystwo, czasem chęć odstresowania (przecież jedno piwko dziennie to jeszcze nie alkoholizm... sarkazm), czasem rozpacz po stracie bliskiej osoby, czasem zwykła samotność, czasem - zapewne jeszcze nie jedną okoliczność można by tu wymienić, ale jest istotnym to, że nie umie się powiedzieć NIE. Nie umie się powiedzieć tego 'nie' tak otoczeniu, jak sobie samemu.

Taką drogą powoli i bez większego ostrzeżenia alkohol wkrada się w życie osoby uzależnionej (bo spokojnie już można mówić o uzależnieniu, kiedy nie umie się powiedzieć kluczowego 'nie') oraz do życia jej rodziny, a czasem lub z czasem również szerszego otoczenia. Alkohol tłumi bodźce zewnętrzne, wypacza je, zmienia proporcje i perspektywę. Myślę (na podstawie obserwacji większej ilości osób, bo mam to nieszczęście, że znam co najmniej kilku alkoholików), że sposób postrzegania otoczenia przez osoby uzależnione w zakresie emocji zatrzymuje się gdzieś w ostatnim momencie gdy jeszcze mogą kontrolować swoje spożycie alkoholu. Mogą, nie znaczy, że czują taką potrzebę, czy tego chcą. To takie zatrzymanie się w czasie, taka życiowa "stop klatka", którą może wyłączyć jedynie skuteczna terapia, którą kończy się powodzeniem i trzeźwym alkoholikiem. Wszystko co dzieje się w otoczeniu, kiedy ktoś jest w stanie 'stop klatki' nie ma znaczenia. Jest nieistotne i mało ważne, bo jedyną rzeczą jaka na prawdę się wówczas liczy to alkohol i konieczność napicia się. Nic więcej tak na prawdę nie ma znaczenia, ani rodzina, ani otoczenie, ani praca, a wszystkie działania podporządkowane są jednemu: napić się. Owszem, czasem trwa dotarcie do tego etapu, nieco dłużej, czasem nawet kilka, czy kilkanaście lat, czasem się do tego etapu udaje nie dotrzeć, bo można wytrzeźwieć. Jednak, jeżeli się nie wytrzeźwiej, to taki czas przychodzi. Kiedy nadejdzie, liczy się tylko "ja" i "alkohol". Zabrać z domu ostatnie pieniądze, wynieść cokolwiek co da się zamienić na alkohol (lub pieniądze), naciągnąć kogoś na pieniądze, czy alkohol, ukraść, nie płacić rachunków, ignorować wszystko co odciąga od alkoholu - to żaden problem, bo kiedy już się napije i wprawi w stan upojenia, to rzeczywistość znowu będzie łatwiejsza do własnej kreacji. Kreacja rzeczywistości.... wedle własnych potrzeb, wedle własnego uznania. Świat może wyglądać tak jak się chce aby wyglądał. Kiedy do tego ma się w końcu, równie uzależnionych kolegów, dopiero można rozwinąć skrzydła kreacji! Można opowiadać przeróżne rzeczy, można opowiadać je słuchaczom, którzy wierzą w to co się mówi i utwierdzają w przekonaniu, że tak jest, że to jest prawdziwe, dobre i rzeczywiste. Opowiadać można tak dobitnie, że mając nawet cień świadomości o tym, że te słowa dalekie są od prawdy i stanu rzeczywistego, że otoczenie daje zwrotny komunikat potwierdzający, aż w końcu można przekonać siebie i uwierzyć w to co się mówi. Dla tej osoby będzie to prawda, ale nie będzie to prawda dla bliskich i otoczenia.

Wyparcie to jeden z symptomów (objawów) alkoholizmu. Jednak o zaburzeniach osobowości i zaburzeniach psychicznych, które towarzyszą alkoholizmowi będzie innym razem. Ewa nie wiem czy uda się Tobie kiedykolwiek zrozumieć dlaczego jest tak, a nie inaczej. Mam nadzieję, że mnie samej kiedyś się to uda, jednak raczej nie będzie to ani dziś, ani jutro.    

2 komentarze:

  1. To, co dziś piszesz, jest jakby oczywiste. Niby oczywiste, bo konkluzja z tego i tak jest taka, że nie rozumiemy.
    Znam przykład, że alkoholik trzeźwy, jak i nietrzeźwy jest osobą miłą, bez agresji, po prostu chleje. Na umór. I nie codziennie. Mój sąsiad z drugiej klatki. I tu dopiero jest tragedia dla rodziny. W zasadzie nie ma motywacji do podjęcia działań drastycznych typu wont z domu - martw się o siebie sam. Tam nigdy nie było awantur. Po prostu żona ma co jakiś czas zewłok nieprzytomny. Dzieci zadowolone, bo tauś po parę złotych dał. I jakby nie wadzi nikomu. Sama łapię się na tym, że akurat w stosunku do niego, nie mam aż tak wrednych odczuć. I co jeszcze dla mnie dziwniejsze, że akurat w stosunku do jego osoby - zauważam u niego CHOROBĘ. Bo jego zachowanie nie wyzwala tych najbardziej złych myśli , zagłuszających być może istotę - czyli zauważenie, uzmysłowienie właśnie choroby. A pijaka przez pryzmat jego zachowań, najczęściej tych wrednych oceniamy jak zdrowego, normalnego (?) człowieka.
    A i jeszcze mi teraz przyszło do głowy. Że ten, co wyżera parówki, to abstrahując od tego, że jest pijakiem, to jest zwyczajną mendą, i pewnie by zeżarł te parówki nawet wtedy, gdyby nie pił. Na zasadzie - charakterek taki mam.
    To takie moje przemyślenia. Kurczę dajesz do myślenia. I te moje wywody akademicko żałosne, być może są właśnie wynikiem niemożności zrozumienia pijaka (celowo używam pijaka)

    OdpowiedzUsuń
  2. wrócę jeszcze do tego problemu z bardziej fachowym podejściem jak tylko znajdę dość czasu na napisanie posta

    OdpowiedzUsuń