poniedziałek, 8 października 2012

test na alkoholizm

Ogólnie uważam, że z testami to bywa różnie. testy są wstępnie miarodajnym pomiarem problemu, a nie jedynym i niepodważalnym jego miernikiem. Ludzie w testach kłamią. Kłamią zwłaszcza wówczas gdy wiedzą, że ten test będzie przeglądała osoba obca, która będzie go dodatkowo "wyceniać". Nieco lepiej sprawa ma się z testem, który rozwiązujemy sami dla siebie, ale to też kwestia na ile jesteśmy wobec siebie uczciwi, a na ile jednak umiemy oszukiwać sami siebie. 

Jednak, ponieważ nie chcę kopiować cudzej pracy to nie przekopiuję tutaj testu, a jedynie wrzucam link, który przekieruje zainteresowanych na stronę z oryginalnym, elektronicznym testem, który to test pomoże odpowiedzieć, czy ma się problem z alkoholem, czy tego problemu się nie ma.


 

sobota, 22 września 2012

21

Miałam napisać o Kasi Figurze. Cały długi post już prawie przelałam na ekran. Jednak, nim to zrobiłam, zatrzymałam się i pomyślałam sobie, że nie mnie oceniać w jaki sposób każda osoba wypowiada się o swoim życiu. Nie moja to sprawa. Wiem, że o znęcaniu się nad bliskimi, bez względu, czy bierze w tym udział alkohol, czy nie, należy mówić głośno. Głośno i wyraźnie. Tylko w ten sposób można, z czasem, zmienić cokolwiek.

Spokojny wieczór o zapachu czekoladowego ciasta ze śliwkami. Każdy powinien być taki, a nie tylko ten, i nie w taki sposób, w jaki jest.

Brakuje mi cierpliwości do Pani Prokurator. Nie mogę jej złapać na telefon, a nie mam już urlopu na stanie, żeby podjąć próbę dopadnięcia jej fizycznie. Sprawa nasza nadal błąka się od biurka, do biurka. Najdłużej leży na biurku Pani Prokurator, która wymyśla różne dziwne i zbędne rzeczy, które tylko przeciągają sprawę w czasie... zupełnie jak gdyby trzymała stronę oprawcy... boję się nawet zastanawiać o co tutaj chodzi, i kto jest kim, i dlaczego tak jest...

Już zaraz będzie rok od kiedy wszystko się zaczęło. Już zaraz, niemal za kilka minut, a sprawa nadal jest w martwym punkcie biurokracji. Zastanawiam się, czy sprawa Pani Figury? Czy jaśnie pan hrabia będzie kolejnym Maciejem D., a będzie, bo pierwszy wyrok zawsze zapada w zawieszeniu..., czy może kilka medialnych, mniej lub bardziej prawdziwych spraw, da tym głębiom politycznym do myślenia i zmienią w tym koślawym prawie cokolwiek? Czy uda mi się tego spokojnie doczekać? Nie sądzę... myślę, że wręcz przeciwnie, że będzie coraz więcej takich popołudni jak dzisiejsze, gdzie mój 16-latek sam podejmuje decyzję i sam dzwoni i wzywa interwencję. Ma 16 lat i może to zrobić, a ja nie mam prawa mu tego zabraniać. Już nie.

piątek, 31 sierpnia 2012

20

Wymyślanie tytułów dala zwyczajnych wpisów to czasem droga przez męką. Przyjąć czas więc zasadę, że tytuł mają tylko te wpisy, które traktują o istotnych sprawach (np. tak było z niebieską kartą - czyli dokument z nazwą własną), pozostałe wpisy, traktujące o szarej codzienności, będą musiały zadowolić się tylko numerkami.To tak, tylko gwoli zachowania przejrzystości. Bardziej dla mnie, niż dla kogokolwiek innego. 

Chciałam napisać o wczorajszym wieczorze. Chciałam napisać o tym jakie to uczucie kiedy zasypiasz, a ktoś nagle wyrywa Ciebie niespodziewanie z tego snu. Kiedy nagle oczy otwierają się na pełną szerokość, kiedy wszystkie zmysły napinają się w szybkiej i niespodziewanej analizie otoczenia. Chciałam napisać jak to jest kiedy najpierw wyrywa ze snu jeden dźwięk, potem drugi, a później jeszcze następny i następny. Problem tylko jest jeden w pisaniu o tym, nie umiem dobrać właściwych słów. Mogę napisać, że po trzech, czterech takich pobudkach, kiedy myślisz już, że tej nocy nie zaśniesz, to mylisz się, bo w końcu jednak zasypiasz. Zasypiasz ciężkim, niespokojnym snem, który nie wiele ma wspólnego z wypoczynkiem. Zasypiasz snem, z którego budzisz się rano z bólem głowy, brakiem siły na myślenie, gdzie nie możesz dojść do siebie ani zamieniając ciepłą, na zimną wodę w prysznicu, ani wypijając drugą i trzecią kawę. Zaczynasz jednak być człowiekiem około południa, ale tylko po to aby zacząć się zastanawiać, jaki będzie ten kolejny, dzisiejszy wieczór i nie wiesz już sam, jakie wieczory są gorsze: czy te z awanturą i policyjną interwencją, czy te, bez awantury, bez szarpania, ale za to ze strzelaniem drzwiami, z głośnym krzykiem po chwilach ciszy, z podkręcaniem radia i/lub telewizora na pełną głośność, znowu krzyki, znowu strzelanie drzwiami... a cały ten taniec rozpoczęty z misternie wyliczonym czasem... nie wcześniej niż w okolicach 23 i nie krócej niż do 1 - 3 w nocy, i już wiesz, że kolejny poranek przyjdzie zbyt wcześnie i będzie zbyt trudny do wejścia w codzienne ramy, zanim organizm podejmie pełną współpracę... 

sobota, 25 sierpnia 2012

niedowierzanie w to co jest prawdą

W minioną środę, przypadkiem, miałam okazję obejrzeć część programu Pani Drzyzgi „Rozmowy w toku”. Program tym razem, a przynajmniej ta jego część, była o kobietach, których partnerzy (mężowie i nie tylko) znęcali się nad nimi, nad ich dziećmi. Bili, poniżali, gwałcili. Często za ogólnym przyzwoleniem sąsiadów, którzy nie widzieli potrzeby reakcji, nie chcieli reagować, a czasem zapewne bali się „Pana i Władcy”. Tak więc dzieci były poniewierane na oczach matek, matki gwałcone na oczach dzieci. Towarzystwo, w obecności którego przyszło mi oglądać ten program, orzekło jednoznacznie, że przesadzają, że są opłacone, że wstydu nie mają, że w głowach im się poprzewracało, że na pewno otruły swoich partnerów... prawdę mówiąc, owszem, może i otruły, ale akurat, jeśli nawet, choć jedna to zrobiła, to nie widzę powodu, dla którego miałyby odpowiadać za to, że miały dość sadysty i psychopaty, że broniły siebie i swoich dzieci, w chwili, w której zawiódł system. System, który przynajmniej w teorii powinien chronić, jeśli nie je, dorosłe kobiety, to przynajmniej te dzieci. Zwłaszcza te dzieci, bo ile z nich kiedy dorośnie będzie powielało wzorce, które zna? Ile z nich zniknie w przepaściach zamkniętego kręgu domowej przemocy? Ilu z tych synów, małych chłopców, będzie znęcało się nad swoimi partnerkami i dziećmi? Ile z tych córeczek, dziewczynek, będzie powielało schemat poddaństwa, uległości i braku wiary w to, że z tej matni można się w jakikolwiek sposób wyrwać i przerwać ten krąg?...

Co jeszcze? Gwałcenie na oczach dzieci? Czy wydaje mi się zmyślaniem i abstrakcję? Nie. Czy chowanie noży i innych przedmiotów ostrych i ciężkich, jest dla mnie czymś głupim i nic nie wartym? Nie. Czy spanie z nożem pod poduszką jest dla mnie czymś dziwnym? Nie. Czy wychodzenie przez okno jest dla mnie jakąś głupotą? Nie. Czy bicie aż do uszkodzenia ciała własnej kobiety, czy własnych dzieci jest czymś niemożliwym do wyobrażenia? Nie. Czy przypalanie rodziny petami to dla mnie jakaś nowość? Nie... takich pytań mogłabym tu jeszcze wiele napisać i odpowiedź do każdego byłaby zapewne taka sama. Z częścią spotkałam się sama osobiście, z częścią wśród moich koleżanek, kiedy byłyśmy małymi dziećmi... tak, niewątpliwie poprzedni ustrój miał jedną zaletę... alkoholizm i sadyzm był znacznie mniej ukrywany, znacznie mniej dokładnie ukrywany, niż obecnie. Może miał bardziej spektakularny przebieg, nie chował się za winem, czy piwem i złudzeniem kulturalnego picia, ale kultura picia nie oznacza, że człowiek bywa równie kulturalny po spożyciu alkoholu, jak w trakcie spożywania jego samego. Tak, teraz nie wolno pisnąć pół słowem... teraz bije się tak, aby nie zostało zbyt wiele śladów, teraz, teraz bije się tak, aby nie było widać, a znacznie więcej satysfakcji czerpie się z tego co nie widać, co niszczy czasem bardziej niż fizyczna przemoc. Dziś stawia się na znęcanie psychiczne... i tylko państwo nie reaguje już tak jak reagowało przy poprzednim systemie politycznym... Tak, kiedyś psychopata, sadysta, alkoholik lądował w odpowiednim zakładzie nim zdążmy zaszlachtować rodzinę, a przynajmniej, nim zdążył skatować własne, czy nie własne, ale dziecko... dziś, dziś może zabić ciebie z zimną krwią. Nie mrugnąć przy tym okiem, a jedynym co mu za to będzie groziło, to kilka miesięcy wczasów w ‘kurorcie’ leczniczym... tyle, że o wiele, wiele, wiele miesięcy za późno. Dziś, Ty, jako osoba co do której stosowana jest fizyczna lub psychiczna przemoc, nie możesz nic. Nie możesz nic, bo dziś prawa ma twój oprawca, a Ty nie masz innych praw ponad to aby go znosić, usługiwać mu i z dnia, na dzień zamieniać się w cień człowieka...

wtorek, 14 sierpnia 2012

ja ciebie też...

Na dole znowu 'koncert życzeń' pana hrabiego. Tu na górze, stojąc nad garnkiem chili, zastanawiam się o co tak do końca chodzi. Wiem, że bardzo, ale to bardzo mu przeszkadzam swoją osobą. Uwieram jak upierdliwa drzazga lub kamień w bucie. Stara się mnie pozbyć, ale kiepsko mu idzie. Gdyby chociaż przez chwilę użył tego wysokiego i nieprzeciętnego IQ, którym się tak chwali, zrozumiałby, że nie może się mnie pozbyć z tego miejsca w żaden legalny i niekaralny sposób. 

Nie wiem, po co też stara się mnie zastraszyć, skoro od dawna już powinien wiedzieć, że przestałam się go bać wiele, wiele lat temu. Teraz może mnie zezłościć, wnerwić, ale już nie przestraszyć. Jedyna rzecz jakiej się mogę przestraszyć, to tylko tego, że kiedy przyjdzie czas i ktoś powie mi, że on nie żyje, to, tak, będę się cholernie bała, będę się bała, że może to nie być prawdą, że może to być tylko złudna nadzieja. Tego jednego mogę się bać w odniesieniu do jego osoby. 

Tylko, zaczynam odnosić wrażenie, że to on boi się mnie. Nie wiem, czy sobie to uzmysławia, czy nie. Nie wiem, czy tak jest na pewno. Takie jest po prostu moje wrażenie. Może boi się tego, że on potrzebuje 'wzmocnić' swoją odwagę, a mnie tego nie trzeba... To dobrze, że się może bać. Sam przez ponad 30 lat pracował nad tym by zniszczyć sporą część mojej psychiki. Co najlepsze, całkiem nieźle mu się to udało. Niestety, najwidoczniej, nie w tym kierunku, w jakim było to w planach. Powinien sobie pogratulować. Nie przewidział tylko jednej rzeczy. Nie przewidział, że swoim działaniem, rok po roku, nie łamał, a wykuwał w twardej materii mój charakter. Miałam być posłuszna, potulna i grzeczna. Miałam uciec lub mu służyć i dogadzać. 

Nie służę, nie zginam karku, nie uciekłam... A to co w moich oczach widział w przeddzień moich 35 urodzin... tak, tego powinien się bać. Zdecydowanie powinien się tego bać, tylko, czy taki tchórz jest w stanie cokolwiek dostrzec? Być może... 

Powinien pamiętać, przecież mu bez przerwy o tym przypominam, pewne rzeczy można zrobić tylko raz... tylko raz można zabić danego człowieka... kiedy jest już martwy, drugi raz się go nie zabije... Kochany Tatusiu, obiecujesz mi, że mnie zabijesz - pamiętaj, to możesz zrobić tylko jeden raz...

niedziela, 12 sierpnia 2012

chore państwo, chory kraj

Maciej D. Po niemal roku został uznany za winnego znęcania się psychicznego i fizycznego nad żoną. Po 8 latach trzeba było czekać 11 miesięcy na wydanie nieprawomocnego wyroku, od którego na pewno skazany będzie się odwoływał.

Czy ja muszę pisać, że przez te 11 miesięcy on mógł ją niemal zakatować na śmierć, a papierki krążyłyby sobie pomiędzy policją, prokuraturą, sądem i Bóg tylko jeden raczy wiedzieć kim jeszcze.

Dodatkowo rozbawiła mnie forma artykułu. Krótka notatka przywołująca jakże, na naszym rynku spektakularne, sukcesy rzeczonego skazanego. Lakoniczne wspomnienie o tym co robił przez długie lata i za co został skazany i pienie ku chwale tego co zrobił i osiągną w życiu zawodowym. Gówno osiągnął. Zniszczył życie swojego, dziś 8 letniego, dziecka. Spaczył jego postrzeganie rzeczywistości i relacji między ludźmi. Wypaczył jego przyszłość, a teraz, teraz zapewne jeszcze udowodni swojemu dziecku, że można się znęcać nad żoną i nad dzieckiem i za to nie odpowiadać, bo prawo polskie jest ułomne, a pieniądze i nazwisko w kraju dupolizów i wazeliniarzy, wystarczą aby nie ponieść konsekwencji własnych czynów.

Artykół, zamieszczony gdzieś z boku strony głównej, małym druczkiem i bynajmniej nie na pierwszej linii. Przepraszam, ale na miejscu Pana Borysa Szyca i pozostałych wymienionych osób stanowczo sprzeciwiłabym się na łączeniu własnego nazwiska z tą sprawą i pod kątem darmowej, dodatkowej reklamy domowego, babskiego boksera i emocjonalnego sadysty.


sobota, 11 sierpnia 2012

ten jeden dzień w roku

Dziś są moje urodziny. Od jaśnie pana hrabiego dostałam wczorajszego wieczoru uroczy prezent. Sine i spuchnięte ręce. Kolejna szarpanka, kolejne sprwdzanie sił.

P2 zabrało pogotowie, pana hrabiego policja. Oczywiście, porankiem wrócił, bo jakżeby inaczej być mogło, skoro w tym kraju prawo jest po stronie katów, pijaków, sadystów, psychopatów i innych ludzi z poważnymi problemami ze sobą stanowiących zagrożenie, pół biedy jeżeli tylko dla siebie samych, ale najczęściej dla otoczenia.

Tak, w ramach prezentu urodzinowego mam dziś się wynieść, bo jak się nie wyniosę do czasu kiedy on wróci wieczorem (rzecz jasna nawalony), to już będzie po mnie. Tak. Tym razem, nawet obecność policji mu w tych zapędach nie przeszkadzała.

Nie wiem, mam wrażenie, że to ścierwo stara się mnie zastraszyć i zaczyna brakować mu pomysłów jak to zrobić, oraz dlaczego, po tym wszystkim ja nadal się go nie boję. Czy to tak trudno zrozumieć, że człowiek boi się najbardziej tego czego nie zna, a to co zna, choćby najgorsze, nie robi na nim najmniejszego wrażenia. Zabić mnie może tylko raz, okaleczyć? Cóż, już dawno to zrobił. Czasem, czasem zastanawiam się, czy kalectwo fizyczne może być gorsze od kalectwa emocjonalnego. Wydaje mi się, że nie może. To pierwsze widać, to drugie nie. To czego nie widać zmienia człowieka po odrobince od środka, niemal niezauważalnie, ale zmienia, w którą stronę? Nad tym lepiej czasami się już nie zastanawiać.

Panie hrabio, proszę się nie dziwić, że hasła z gatunku: zniszczę cię, łeb ci ukręce, zabiję, rozpierdolę siekierą itp. itd. nie robią na mnie wrażenia. Przecież cieżko jest mi sobie przypomnieć aby przez ostatnie 30 lat cokoliwek innego padało z twoich ust. Przyzwyczaiłam się. To znam. Zastanawiam się tylko, dlaczego tak bardzo to właśnie ja tobie przeszkadzam? W czym stoję tobie na drodze? ... och, zapomniałam, że jednak szczycę się bycia conajmniej jeden level życia ponad tobą. Kultura wymaga podziękować za życzenia. Więdz drogi tatusiu, dziękuję ci bardzo, że po raz kolejny obiecałeś mi, że mnie zabijsz, ale pamiętaj, że ten 'prezent' możesz dać mi tylko jeden raz... tylko raz...

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

po długiej ciszy

Nie pisałam długo. Nie miałam chęci do pisania. Nie do tego tematu, o którym tutaj piszę. W kilku słowach tylko dodam, co przez ten czas miało miejsce i jak to wygląda wszystko w praktyce.

Ujmijmy to tak: Ani policja, ani prokuratura, ani sądy w naszym kraju nie działają nazbyt szybko. Każdy ma swoje, narzucone przepisami terminy, i wydaje mi się, że każdy zwleka z załatwianiem własnych spraw służbowych, aż do czasu kiedy przypili go widmo upływającego terminu.

A więc sprawa została założona w maju. W czerwcu odbyły się przesłuchania. Teraz sąd przy udziale policji wymienia sobie listy z kliniką jedną o 200 km oddaloną, czy można przesłuchać epileptyka, czy nie. W tym przypadku nie, ale to moje obiektywne zdanie i psycholog zapewne by to potwierdził, ale sąd wie lepiej i lepiej się zna na psychice i na medycynie również i sąd sobie życzy.

Drogi sądzie, gdyby Pan Hrabia miał kaprys nas pozabijać, to zanim Wysoki sądzie ruszysz dupę ze stołka i się w nią podrapiesz, zastanowiwszy się uprzednio, czy życzysz się sobie podrapać w lewy, czy też w prawy półdupek, on dawno by to zrobił. Dzięki szybkości pracy jaśnie sądu, i jego zachcianek, nadal psychopata rulez trwa. Nie mam złudzeń, że nawet jeżeli go zabiorą na odwyk, wszystko się skończy. Nie, nic się nie skończy, bo jedyny koniec jaki jest możliwy, aby rozwiązać ten problem, to koniec Pana Hrabiego i naprawdę, innej możliwości realnej nie ma. Owszem, teoretycznych jest wiele, ale praktyka nie pokrywa się z teorią zbyt często, a jeszcze rzadziej kiedy idzie o zwyczajne życie.

Inną rzeczą, o której chciałam tu napisać, jest to, że dopiero teraz uzmysławiam sobie do jakiego stopnia jestem osobą dysfunkcyjną społecznie. Nie miałam o tym pojęcia. Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo nie umiem poprawnie interpretować zdarzeń, jak spaczone mam rozpoznawanie relacji międzyludzkich i jak niewiele z przesyłanych bodźców odbieram i rozróżniam. Na dobrą sprawę tylko 1/3 informacji z otoczenia jest przeze mnie poprawnie interpretowana. Właśnie chyba to jest najlepszą odpowiedzią, na moje własne życiowe dylematy. Nigdy nie ułożę sobie życia, bo tego nie umiem. Nie umiem rozpoznać normalnych relacji, gdyż znam tylko te, które obarczone są różnorodnymi dysfunkcjami i zaburzeniami. W tych niepoprawnych umiem się odnaleźć, te znam i umiem rozpoznać. To one są dla mnie normalne. Więc świat ‘Normalnych” ludzi jest dla mnie obcym, niezrozumiałym światem. Chyba lepiej było mi bez tej świadomości. Teraz mam jeszcze mniejszą ochotę wychodzić między ludzi, a już zupełnie żadnej na poznawanie nowych osób w realnej, wielowymiarowej przestrzeni, bo wiąże się z tym zbyt wiele sygnałów, których nie dostrzegam lub nie umiem zinterpretować, gdyż nie pasują do wzorców jakie znam – są mi obce.

środa, 15 lutego 2012

cisza przed burzą

Podobno każda burza poprzedzona jest ciszą. Podobno. Cisza to też pojęcie względne. Można je różnie interpretować w zależności od tego gdzie akurat się człowiek znajduje. W moim życiu nie ma ciszy, a burze przechodzą nieustannie. Czasem tylko zmienia się ich nasilenie... wszystko inne jest stałe.

Tak. Kolejny raz wezwałam policję, kolejny raz zabrali Pana Hrabiego na nockę. Tak, niczego to nie zmieniło. Może z jednym małym wyjątkiem. Tym wyjątkiem jest narastające, pijackie rozżalenie i gorycz, że jak to tak? Tak z jego własnego domu? Zabrali go? Tak przecież być nie może! Trzeba to ukrócić! Pokazać gówniarze gdzie jest jej miejsce! Żeby jego własna córka, wzywała policję do jego własnego domu, żeby ta policja go zabrała? Przecież on nic nie robi! Tak, zdecydowanie nic nie robi! Ta niewdzięczna rodzina się go czepia, a on taki dobry jest. I co z tego, że przy temperaturze bliskiej -30 stopniom domaga się niezamykania drzwi? Drzwi będą przed nim zamykać? Drzwi w jego własnym domu zamykać będą przed nim? Tak być nie może. Rozpierdoli te jebane drzwi i tyle będą mieli z tego zamykania. Drzwi mają być otwarte! Do pokoju drzwi zamykają? O! On już im pokaże! Zaraz suki zobaczą! Popamiętają sobie kurwy jedne. Puściły się to będą miały za swoje. Już on im pokaże...

Jak zamknąć w słowach miniony weekend, kiedy następny zagląda do okna? krótko podsumowując: rozwalony zamek w drzwiach wejściowych, poobdzierane drzwi do jednego z pokoi (te najnowsze, wstawiane raptem poprzedniego lata, sosna to zdecydowanie jednak zły wybór, zbyt miękkie drzewo, nawet gdy dobrze zalakierowane), groźby karalne - a i owszem, czemu nie, nie pierwszy i nie ostatni raz. Na podsumowanie jedna nowość. Pocięta opona w moim samochodzie. Tak, zdecydowanie trzeba mi pokazać gdzie jest moje miejsce i co on może mi zrobić... Szkoda tylko, że będąc moim ojcem od dobrze już ponad trzydziestu lat nie wie o mnie nic. Mogę spać w ubraniu. Mogę spać z nożem pod poduszką. Mogę zostawiać samochód kilometr od domu na parkingu z monitoringiem. Mogę... wiele rzeczy mogę zrobić i na wiele mnie stać, a jeszcze więcej gdy przystawi mnie się do ściany. Nie mogę za to się poddać i odpuścić. Nie mogę, bo kiedy wróciłam znad granicy swoich możliwości, kiedy przekułam swoje roztrzęsione emocje na ich brak, to pozwoliłam odejść jakiejś części mnie, która teraz mogłaby spowodować, że wycofałabym się... jednak tamta dziewczynka odeszła już wiele lat temu i niestety już nigdy nie wróci. Odchodząc zabrała ze sobą wrażliwość i wiersze, zostawiła zdecydowanie i brak umiejętności zawracania w pół drogi do celu.

... a będzie jeszcze gorzej... wiem to, czuję to. Dlatego też ostatnią rzeczą na jaką mogłabym sobie pozwolić jest dać ponieść się emocjom i zwątpieniu... nie wycofam się najukochańszy ojcze, bo mam w sobie coś o czym ty nawet nigdy nie mogłeś na trzeźwo pomarzyć. Mam siłę, której ty nigdy nie miałeś inaczej niż po alkoholu, a że jestem twoją córka, to cóż... kto mieczem wojuje od miecza ginie. Twoim mieczem jest wytrwałość w nękaniu nas, czas teraz aby tobie ktoś życie umilił, aż własna zgryzota i niedowierzanie strawi ciebie od środka. Nie, nami się nie przejmujesz, ale sobą? Oj bardzo. Za bardzo.

sobota, 21 stycznia 2012

emocje

Chociaż tym razem nie moje własne, to jednak jeszcze bardziej znaczące. Wyobrażacie sobie jakie emocje może wzbudzić powiedzenie i przyznanie przed sobą samą i przed obcymi ludźmi oraz dwoma dorosłymi córkami, że jest źle, i że dalej tak być nie może...

Najwięcej jednak kosztuje przyznanie się przed samym sobą, w obecności obcych osób, do rzeczy, o których od dawna się wie, ale nie miało się dość siły aby zrobić ten pierwszy krok. Spokojnie mogę napisać, że jestem z niej dumna. Nie ważne co będzie dalej i jak będzie dalej. Zrobiła pierwszy krok. Ten najtrudniejszy i najważniejszy. Nawet jeśli się wycofa, to teraz już będzie wiedziała, że może, że ma na to siłę.

Moja Rodzicielka, nie dosyć, że wczoraj poszła z nami na Komisję, to jeszcze przyznała głośno to, o czym do tej pory nie można było mówić na mocy zmowy milczenia i specyficznego tabu jakim jest życie pod jednym dachem z alkoholikiem, który nie jest owieczką... oby dalej miała siłę.

piątek, 20 stycznia 2012

bez tytułu

Na dziś mamy wezwanie do Miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych (MKRPA). Przynajmniej na przyzwoitą godzinę. Razem z Pulherią idziemy, czy nasza Rodzicielka dołączy? Tego nie wiem. Ona zawsze ma różne wymówki. Tym razem dobrą wymówką może być, że skoro my będziemy to ona nie jest niezbędna, zwłaszcza, że przecież wiem jak jest teraz u niej w pracy. Tak. Wiem, jak jest u niej w pracy. Wiem też, że swoją pracę powinna kończyć o 15.30, a nie o 19.00, czy jeszcze później. Wiem, też jak łatwo jest przed życiem chować się za tysiącem wymówek i niekończącymi się parawanami obowiązków. 

Jeśli przyjdzie, to będzie. jeśli nie przyjdzie to jej nie będzie. Nie ja na to mam możliwość wpływania. 

Między czasie. Warto pamiętać, że każda sprawa jaką załatwia się przez wszelkie urzędy w tym kraju, to sprawa, którą trzeba samodzielnie doglądać i dopilnować. Nie wolno zapominać, że w śród kompetentnych, mniej lub bardziej, urzędników, nadal znajduje się sporo tych co kompetencją i umiejętnością przyznania się do błędu, bynajmniej nie grzeszą. Na dokumentach kierowanych do Pana hrabiego zostało źle wpisane nazwisko, więc... nie były skierowane do niego. Nie dociekam, i dociekać nie będę, gdzie nastąpił błąd pisarski, czy w Miejskiej poradni, czy u dzielnicowych. Nie jest to istotne. Ważne, że błąd został dostrzeżony i naprawiony. Szkoda tylko, że nie zaraz po tym jak poinformowałam o owym błędzie pana Dzielnicowego... ale, nie szukajmy emocji na siłę. One nas same znajdą zapewne i to być może w nadmiarze. 

Po niedzieli 8 stycznia br., kiedy zamiast spokojnie usiąść i zjeść obiad, dzwoniłam po interwencję, a Pan Hrabia zwiewał, gdy tylko zorientował się w czym rzecz, odkrył nagle umiarkowanie. Nie pamiętam kiedy ostatni raz przez 5 dni z rzędu był na tyle trzeźwy aby zamykać się w swoim burdelniku i się do nas nie odzywać. 

Zastanawiam się, jaki powód jest tej względnej abstynencji? Najprawdopodobniej brak funduszy oraz potencjalnych sponsorów. Brak pieniędzy bardzo utrudnia dostęp do alkoholu, acz na dłuższą metę go przecież nie uniemożliwia. Zawsze się trafi kolejny naiwny sponsor. Być może stara się też udowodnić, że on nie ma problemu z alkoholem i on nie musi pić... co tylko udowadnia coś zgoła odmiennego i daje niemal podręcznikowy przykład istniejącego problemu... co będzie dalej? Czas pokaże.