poniedziałek, 8 października 2012

test na alkoholizm

Ogólnie uważam, że z testami to bywa różnie. testy są wstępnie miarodajnym pomiarem problemu, a nie jedynym i niepodważalnym jego miernikiem. Ludzie w testach kłamią. Kłamią zwłaszcza wówczas gdy wiedzą, że ten test będzie przeglądała osoba obca, która będzie go dodatkowo "wyceniać". Nieco lepiej sprawa ma się z testem, który rozwiązujemy sami dla siebie, ale to też kwestia na ile jesteśmy wobec siebie uczciwi, a na ile jednak umiemy oszukiwać sami siebie. 

Jednak, ponieważ nie chcę kopiować cudzej pracy to nie przekopiuję tutaj testu, a jedynie wrzucam link, który przekieruje zainteresowanych na stronę z oryginalnym, elektronicznym testem, który to test pomoże odpowiedzieć, czy ma się problem z alkoholem, czy tego problemu się nie ma.


 

sobota, 22 września 2012

21

Miałam napisać o Kasi Figurze. Cały długi post już prawie przelałam na ekran. Jednak, nim to zrobiłam, zatrzymałam się i pomyślałam sobie, że nie mnie oceniać w jaki sposób każda osoba wypowiada się o swoim życiu. Nie moja to sprawa. Wiem, że o znęcaniu się nad bliskimi, bez względu, czy bierze w tym udział alkohol, czy nie, należy mówić głośno. Głośno i wyraźnie. Tylko w ten sposób można, z czasem, zmienić cokolwiek.

Spokojny wieczór o zapachu czekoladowego ciasta ze śliwkami. Każdy powinien być taki, a nie tylko ten, i nie w taki sposób, w jaki jest.

Brakuje mi cierpliwości do Pani Prokurator. Nie mogę jej złapać na telefon, a nie mam już urlopu na stanie, żeby podjąć próbę dopadnięcia jej fizycznie. Sprawa nasza nadal błąka się od biurka, do biurka. Najdłużej leży na biurku Pani Prokurator, która wymyśla różne dziwne i zbędne rzeczy, które tylko przeciągają sprawę w czasie... zupełnie jak gdyby trzymała stronę oprawcy... boję się nawet zastanawiać o co tutaj chodzi, i kto jest kim, i dlaczego tak jest...

Już zaraz będzie rok od kiedy wszystko się zaczęło. Już zaraz, niemal za kilka minut, a sprawa nadal jest w martwym punkcie biurokracji. Zastanawiam się, czy sprawa Pani Figury? Czy jaśnie pan hrabia będzie kolejnym Maciejem D., a będzie, bo pierwszy wyrok zawsze zapada w zawieszeniu..., czy może kilka medialnych, mniej lub bardziej prawdziwych spraw, da tym głębiom politycznym do myślenia i zmienią w tym koślawym prawie cokolwiek? Czy uda mi się tego spokojnie doczekać? Nie sądzę... myślę, że wręcz przeciwnie, że będzie coraz więcej takich popołudni jak dzisiejsze, gdzie mój 16-latek sam podejmuje decyzję i sam dzwoni i wzywa interwencję. Ma 16 lat i może to zrobić, a ja nie mam prawa mu tego zabraniać. Już nie.

piątek, 31 sierpnia 2012

20

Wymyślanie tytułów dala zwyczajnych wpisów to czasem droga przez męką. Przyjąć czas więc zasadę, że tytuł mają tylko te wpisy, które traktują o istotnych sprawach (np. tak było z niebieską kartą - czyli dokument z nazwą własną), pozostałe wpisy, traktujące o szarej codzienności, będą musiały zadowolić się tylko numerkami.To tak, tylko gwoli zachowania przejrzystości. Bardziej dla mnie, niż dla kogokolwiek innego. 

Chciałam napisać o wczorajszym wieczorze. Chciałam napisać o tym jakie to uczucie kiedy zasypiasz, a ktoś nagle wyrywa Ciebie niespodziewanie z tego snu. Kiedy nagle oczy otwierają się na pełną szerokość, kiedy wszystkie zmysły napinają się w szybkiej i niespodziewanej analizie otoczenia. Chciałam napisać jak to jest kiedy najpierw wyrywa ze snu jeden dźwięk, potem drugi, a później jeszcze następny i następny. Problem tylko jest jeden w pisaniu o tym, nie umiem dobrać właściwych słów. Mogę napisać, że po trzech, czterech takich pobudkach, kiedy myślisz już, że tej nocy nie zaśniesz, to mylisz się, bo w końcu jednak zasypiasz. Zasypiasz ciężkim, niespokojnym snem, który nie wiele ma wspólnego z wypoczynkiem. Zasypiasz snem, z którego budzisz się rano z bólem głowy, brakiem siły na myślenie, gdzie nie możesz dojść do siebie ani zamieniając ciepłą, na zimną wodę w prysznicu, ani wypijając drugą i trzecią kawę. Zaczynasz jednak być człowiekiem około południa, ale tylko po to aby zacząć się zastanawiać, jaki będzie ten kolejny, dzisiejszy wieczór i nie wiesz już sam, jakie wieczory są gorsze: czy te z awanturą i policyjną interwencją, czy te, bez awantury, bez szarpania, ale za to ze strzelaniem drzwiami, z głośnym krzykiem po chwilach ciszy, z podkręcaniem radia i/lub telewizora na pełną głośność, znowu krzyki, znowu strzelanie drzwiami... a cały ten taniec rozpoczęty z misternie wyliczonym czasem... nie wcześniej niż w okolicach 23 i nie krócej niż do 1 - 3 w nocy, i już wiesz, że kolejny poranek przyjdzie zbyt wcześnie i będzie zbyt trudny do wejścia w codzienne ramy, zanim organizm podejmie pełną współpracę... 

sobota, 25 sierpnia 2012

niedowierzanie w to co jest prawdą

W minioną środę, przypadkiem, miałam okazję obejrzeć część programu Pani Drzyzgi „Rozmowy w toku”. Program tym razem, a przynajmniej ta jego część, była o kobietach, których partnerzy (mężowie i nie tylko) znęcali się nad nimi, nad ich dziećmi. Bili, poniżali, gwałcili. Często za ogólnym przyzwoleniem sąsiadów, którzy nie widzieli potrzeby reakcji, nie chcieli reagować, a czasem zapewne bali się „Pana i Władcy”. Tak więc dzieci były poniewierane na oczach matek, matki gwałcone na oczach dzieci. Towarzystwo, w obecności którego przyszło mi oglądać ten program, orzekło jednoznacznie, że przesadzają, że są opłacone, że wstydu nie mają, że w głowach im się poprzewracało, że na pewno otruły swoich partnerów... prawdę mówiąc, owszem, może i otruły, ale akurat, jeśli nawet, choć jedna to zrobiła, to nie widzę powodu, dla którego miałyby odpowiadać za to, że miały dość sadysty i psychopaty, że broniły siebie i swoich dzieci, w chwili, w której zawiódł system. System, który przynajmniej w teorii powinien chronić, jeśli nie je, dorosłe kobiety, to przynajmniej te dzieci. Zwłaszcza te dzieci, bo ile z nich kiedy dorośnie będzie powielało wzorce, które zna? Ile z nich zniknie w przepaściach zamkniętego kręgu domowej przemocy? Ilu z tych synów, małych chłopców, będzie znęcało się nad swoimi partnerkami i dziećmi? Ile z tych córeczek, dziewczynek, będzie powielało schemat poddaństwa, uległości i braku wiary w to, że z tej matni można się w jakikolwiek sposób wyrwać i przerwać ten krąg?...

Co jeszcze? Gwałcenie na oczach dzieci? Czy wydaje mi się zmyślaniem i abstrakcję? Nie. Czy chowanie noży i innych przedmiotów ostrych i ciężkich, jest dla mnie czymś głupim i nic nie wartym? Nie. Czy spanie z nożem pod poduszką jest dla mnie czymś dziwnym? Nie. Czy wychodzenie przez okno jest dla mnie jakąś głupotą? Nie. Czy bicie aż do uszkodzenia ciała własnej kobiety, czy własnych dzieci jest czymś niemożliwym do wyobrażenia? Nie. Czy przypalanie rodziny petami to dla mnie jakaś nowość? Nie... takich pytań mogłabym tu jeszcze wiele napisać i odpowiedź do każdego byłaby zapewne taka sama. Z częścią spotkałam się sama osobiście, z częścią wśród moich koleżanek, kiedy byłyśmy małymi dziećmi... tak, niewątpliwie poprzedni ustrój miał jedną zaletę... alkoholizm i sadyzm był znacznie mniej ukrywany, znacznie mniej dokładnie ukrywany, niż obecnie. Może miał bardziej spektakularny przebieg, nie chował się za winem, czy piwem i złudzeniem kulturalnego picia, ale kultura picia nie oznacza, że człowiek bywa równie kulturalny po spożyciu alkoholu, jak w trakcie spożywania jego samego. Tak, teraz nie wolno pisnąć pół słowem... teraz bije się tak, aby nie zostało zbyt wiele śladów, teraz, teraz bije się tak, aby nie było widać, a znacznie więcej satysfakcji czerpie się z tego co nie widać, co niszczy czasem bardziej niż fizyczna przemoc. Dziś stawia się na znęcanie psychiczne... i tylko państwo nie reaguje już tak jak reagowało przy poprzednim systemie politycznym... Tak, kiedyś psychopata, sadysta, alkoholik lądował w odpowiednim zakładzie nim zdążmy zaszlachtować rodzinę, a przynajmniej, nim zdążył skatować własne, czy nie własne, ale dziecko... dziś, dziś może zabić ciebie z zimną krwią. Nie mrugnąć przy tym okiem, a jedynym co mu za to będzie groziło, to kilka miesięcy wczasów w ‘kurorcie’ leczniczym... tyle, że o wiele, wiele, wiele miesięcy za późno. Dziś, Ty, jako osoba co do której stosowana jest fizyczna lub psychiczna przemoc, nie możesz nic. Nie możesz nic, bo dziś prawa ma twój oprawca, a Ty nie masz innych praw ponad to aby go znosić, usługiwać mu i z dnia, na dzień zamieniać się w cień człowieka...

wtorek, 14 sierpnia 2012

ja ciebie też...

Na dole znowu 'koncert życzeń' pana hrabiego. Tu na górze, stojąc nad garnkiem chili, zastanawiam się o co tak do końca chodzi. Wiem, że bardzo, ale to bardzo mu przeszkadzam swoją osobą. Uwieram jak upierdliwa drzazga lub kamień w bucie. Stara się mnie pozbyć, ale kiepsko mu idzie. Gdyby chociaż przez chwilę użył tego wysokiego i nieprzeciętnego IQ, którym się tak chwali, zrozumiałby, że nie może się mnie pozbyć z tego miejsca w żaden legalny i niekaralny sposób. 

Nie wiem, po co też stara się mnie zastraszyć, skoro od dawna już powinien wiedzieć, że przestałam się go bać wiele, wiele lat temu. Teraz może mnie zezłościć, wnerwić, ale już nie przestraszyć. Jedyna rzecz jakiej się mogę przestraszyć, to tylko tego, że kiedy przyjdzie czas i ktoś powie mi, że on nie żyje, to, tak, będę się cholernie bała, będę się bała, że może to nie być prawdą, że może to być tylko złudna nadzieja. Tego jednego mogę się bać w odniesieniu do jego osoby. 

Tylko, zaczynam odnosić wrażenie, że to on boi się mnie. Nie wiem, czy sobie to uzmysławia, czy nie. Nie wiem, czy tak jest na pewno. Takie jest po prostu moje wrażenie. Może boi się tego, że on potrzebuje 'wzmocnić' swoją odwagę, a mnie tego nie trzeba... To dobrze, że się może bać. Sam przez ponad 30 lat pracował nad tym by zniszczyć sporą część mojej psychiki. Co najlepsze, całkiem nieźle mu się to udało. Niestety, najwidoczniej, nie w tym kierunku, w jakim było to w planach. Powinien sobie pogratulować. Nie przewidział tylko jednej rzeczy. Nie przewidział, że swoim działaniem, rok po roku, nie łamał, a wykuwał w twardej materii mój charakter. Miałam być posłuszna, potulna i grzeczna. Miałam uciec lub mu służyć i dogadzać. 

Nie służę, nie zginam karku, nie uciekłam... A to co w moich oczach widział w przeddzień moich 35 urodzin... tak, tego powinien się bać. Zdecydowanie powinien się tego bać, tylko, czy taki tchórz jest w stanie cokolwiek dostrzec? Być może... 

Powinien pamiętać, przecież mu bez przerwy o tym przypominam, pewne rzeczy można zrobić tylko raz... tylko raz można zabić danego człowieka... kiedy jest już martwy, drugi raz się go nie zabije... Kochany Tatusiu, obiecujesz mi, że mnie zabijesz - pamiętaj, to możesz zrobić tylko jeden raz...

niedziela, 12 sierpnia 2012

chore państwo, chory kraj

Maciej D. Po niemal roku został uznany za winnego znęcania się psychicznego i fizycznego nad żoną. Po 8 latach trzeba było czekać 11 miesięcy na wydanie nieprawomocnego wyroku, od którego na pewno skazany będzie się odwoływał.

Czy ja muszę pisać, że przez te 11 miesięcy on mógł ją niemal zakatować na śmierć, a papierki krążyłyby sobie pomiędzy policją, prokuraturą, sądem i Bóg tylko jeden raczy wiedzieć kim jeszcze.

Dodatkowo rozbawiła mnie forma artykułu. Krótka notatka przywołująca jakże, na naszym rynku spektakularne, sukcesy rzeczonego skazanego. Lakoniczne wspomnienie o tym co robił przez długie lata i za co został skazany i pienie ku chwale tego co zrobił i osiągną w życiu zawodowym. Gówno osiągnął. Zniszczył życie swojego, dziś 8 letniego, dziecka. Spaczył jego postrzeganie rzeczywistości i relacji między ludźmi. Wypaczył jego przyszłość, a teraz, teraz zapewne jeszcze udowodni swojemu dziecku, że można się znęcać nad żoną i nad dzieckiem i za to nie odpowiadać, bo prawo polskie jest ułomne, a pieniądze i nazwisko w kraju dupolizów i wazeliniarzy, wystarczą aby nie ponieść konsekwencji własnych czynów.

Artykół, zamieszczony gdzieś z boku strony głównej, małym druczkiem i bynajmniej nie na pierwszej linii. Przepraszam, ale na miejscu Pana Borysa Szyca i pozostałych wymienionych osób stanowczo sprzeciwiłabym się na łączeniu własnego nazwiska z tą sprawą i pod kątem darmowej, dodatkowej reklamy domowego, babskiego boksera i emocjonalnego sadysty.


sobota, 11 sierpnia 2012

ten jeden dzień w roku

Dziś są moje urodziny. Od jaśnie pana hrabiego dostałam wczorajszego wieczoru uroczy prezent. Sine i spuchnięte ręce. Kolejna szarpanka, kolejne sprwdzanie sił.

P2 zabrało pogotowie, pana hrabiego policja. Oczywiście, porankiem wrócił, bo jakżeby inaczej być mogło, skoro w tym kraju prawo jest po stronie katów, pijaków, sadystów, psychopatów i innych ludzi z poważnymi problemami ze sobą stanowiących zagrożenie, pół biedy jeżeli tylko dla siebie samych, ale najczęściej dla otoczenia.

Tak, w ramach prezentu urodzinowego mam dziś się wynieść, bo jak się nie wyniosę do czasu kiedy on wróci wieczorem (rzecz jasna nawalony), to już będzie po mnie. Tak. Tym razem, nawet obecność policji mu w tych zapędach nie przeszkadzała.

Nie wiem, mam wrażenie, że to ścierwo stara się mnie zastraszyć i zaczyna brakować mu pomysłów jak to zrobić, oraz dlaczego, po tym wszystkim ja nadal się go nie boję. Czy to tak trudno zrozumieć, że człowiek boi się najbardziej tego czego nie zna, a to co zna, choćby najgorsze, nie robi na nim najmniejszego wrażenia. Zabić mnie może tylko raz, okaleczyć? Cóż, już dawno to zrobił. Czasem, czasem zastanawiam się, czy kalectwo fizyczne może być gorsze od kalectwa emocjonalnego. Wydaje mi się, że nie może. To pierwsze widać, to drugie nie. To czego nie widać zmienia człowieka po odrobince od środka, niemal niezauważalnie, ale zmienia, w którą stronę? Nad tym lepiej czasami się już nie zastanawiać.

Panie hrabio, proszę się nie dziwić, że hasła z gatunku: zniszczę cię, łeb ci ukręce, zabiję, rozpierdolę siekierą itp. itd. nie robią na mnie wrażenia. Przecież cieżko jest mi sobie przypomnieć aby przez ostatnie 30 lat cokoliwek innego padało z twoich ust. Przyzwyczaiłam się. To znam. Zastanawiam się tylko, dlaczego tak bardzo to właśnie ja tobie przeszkadzam? W czym stoję tobie na drodze? ... och, zapomniałam, że jednak szczycę się bycia conajmniej jeden level życia ponad tobą. Kultura wymaga podziękować za życzenia. Więdz drogi tatusiu, dziękuję ci bardzo, że po raz kolejny obiecałeś mi, że mnie zabijsz, ale pamiętaj, że ten 'prezent' możesz dać mi tylko jeden raz... tylko raz...