piątek, 31 sierpnia 2012

20

Wymyślanie tytułów dala zwyczajnych wpisów to czasem droga przez męką. Przyjąć czas więc zasadę, że tytuł mają tylko te wpisy, które traktują o istotnych sprawach (np. tak było z niebieską kartą - czyli dokument z nazwą własną), pozostałe wpisy, traktujące o szarej codzienności, będą musiały zadowolić się tylko numerkami.To tak, tylko gwoli zachowania przejrzystości. Bardziej dla mnie, niż dla kogokolwiek innego. 

Chciałam napisać o wczorajszym wieczorze. Chciałam napisać o tym jakie to uczucie kiedy zasypiasz, a ktoś nagle wyrywa Ciebie niespodziewanie z tego snu. Kiedy nagle oczy otwierają się na pełną szerokość, kiedy wszystkie zmysły napinają się w szybkiej i niespodziewanej analizie otoczenia. Chciałam napisać jak to jest kiedy najpierw wyrywa ze snu jeden dźwięk, potem drugi, a później jeszcze następny i następny. Problem tylko jest jeden w pisaniu o tym, nie umiem dobrać właściwych słów. Mogę napisać, że po trzech, czterech takich pobudkach, kiedy myślisz już, że tej nocy nie zaśniesz, to mylisz się, bo w końcu jednak zasypiasz. Zasypiasz ciężkim, niespokojnym snem, który nie wiele ma wspólnego z wypoczynkiem. Zasypiasz snem, z którego budzisz się rano z bólem głowy, brakiem siły na myślenie, gdzie nie możesz dojść do siebie ani zamieniając ciepłą, na zimną wodę w prysznicu, ani wypijając drugą i trzecią kawę. Zaczynasz jednak być człowiekiem około południa, ale tylko po to aby zacząć się zastanawiać, jaki będzie ten kolejny, dzisiejszy wieczór i nie wiesz już sam, jakie wieczory są gorsze: czy te z awanturą i policyjną interwencją, czy te, bez awantury, bez szarpania, ale za to ze strzelaniem drzwiami, z głośnym krzykiem po chwilach ciszy, z podkręcaniem radia i/lub telewizora na pełną głośność, znowu krzyki, znowu strzelanie drzwiami... a cały ten taniec rozpoczęty z misternie wyliczonym czasem... nie wcześniej niż w okolicach 23 i nie krócej niż do 1 - 3 w nocy, i już wiesz, że kolejny poranek przyjdzie zbyt wcześnie i będzie zbyt trudny do wejścia w codzienne ramy, zanim organizm podejmie pełną współpracę... 

sobota, 25 sierpnia 2012

niedowierzanie w to co jest prawdą

W minioną środę, przypadkiem, miałam okazję obejrzeć część programu Pani Drzyzgi „Rozmowy w toku”. Program tym razem, a przynajmniej ta jego część, była o kobietach, których partnerzy (mężowie i nie tylko) znęcali się nad nimi, nad ich dziećmi. Bili, poniżali, gwałcili. Często za ogólnym przyzwoleniem sąsiadów, którzy nie widzieli potrzeby reakcji, nie chcieli reagować, a czasem zapewne bali się „Pana i Władcy”. Tak więc dzieci były poniewierane na oczach matek, matki gwałcone na oczach dzieci. Towarzystwo, w obecności którego przyszło mi oglądać ten program, orzekło jednoznacznie, że przesadzają, że są opłacone, że wstydu nie mają, że w głowach im się poprzewracało, że na pewno otruły swoich partnerów... prawdę mówiąc, owszem, może i otruły, ale akurat, jeśli nawet, choć jedna to zrobiła, to nie widzę powodu, dla którego miałyby odpowiadać za to, że miały dość sadysty i psychopaty, że broniły siebie i swoich dzieci, w chwili, w której zawiódł system. System, który przynajmniej w teorii powinien chronić, jeśli nie je, dorosłe kobiety, to przynajmniej te dzieci. Zwłaszcza te dzieci, bo ile z nich kiedy dorośnie będzie powielało wzorce, które zna? Ile z nich zniknie w przepaściach zamkniętego kręgu domowej przemocy? Ilu z tych synów, małych chłopców, będzie znęcało się nad swoimi partnerkami i dziećmi? Ile z tych córeczek, dziewczynek, będzie powielało schemat poddaństwa, uległości i braku wiary w to, że z tej matni można się w jakikolwiek sposób wyrwać i przerwać ten krąg?...

Co jeszcze? Gwałcenie na oczach dzieci? Czy wydaje mi się zmyślaniem i abstrakcję? Nie. Czy chowanie noży i innych przedmiotów ostrych i ciężkich, jest dla mnie czymś głupim i nic nie wartym? Nie. Czy spanie z nożem pod poduszką jest dla mnie czymś dziwnym? Nie. Czy wychodzenie przez okno jest dla mnie jakąś głupotą? Nie. Czy bicie aż do uszkodzenia ciała własnej kobiety, czy własnych dzieci jest czymś niemożliwym do wyobrażenia? Nie. Czy przypalanie rodziny petami to dla mnie jakaś nowość? Nie... takich pytań mogłabym tu jeszcze wiele napisać i odpowiedź do każdego byłaby zapewne taka sama. Z częścią spotkałam się sama osobiście, z częścią wśród moich koleżanek, kiedy byłyśmy małymi dziećmi... tak, niewątpliwie poprzedni ustrój miał jedną zaletę... alkoholizm i sadyzm był znacznie mniej ukrywany, znacznie mniej dokładnie ukrywany, niż obecnie. Może miał bardziej spektakularny przebieg, nie chował się za winem, czy piwem i złudzeniem kulturalnego picia, ale kultura picia nie oznacza, że człowiek bywa równie kulturalny po spożyciu alkoholu, jak w trakcie spożywania jego samego. Tak, teraz nie wolno pisnąć pół słowem... teraz bije się tak, aby nie zostało zbyt wiele śladów, teraz, teraz bije się tak, aby nie było widać, a znacznie więcej satysfakcji czerpie się z tego co nie widać, co niszczy czasem bardziej niż fizyczna przemoc. Dziś stawia się na znęcanie psychiczne... i tylko państwo nie reaguje już tak jak reagowało przy poprzednim systemie politycznym... Tak, kiedyś psychopata, sadysta, alkoholik lądował w odpowiednim zakładzie nim zdążmy zaszlachtować rodzinę, a przynajmniej, nim zdążył skatować własne, czy nie własne, ale dziecko... dziś, dziś może zabić ciebie z zimną krwią. Nie mrugnąć przy tym okiem, a jedynym co mu za to będzie groziło, to kilka miesięcy wczasów w ‘kurorcie’ leczniczym... tyle, że o wiele, wiele, wiele miesięcy za późno. Dziś, Ty, jako osoba co do której stosowana jest fizyczna lub psychiczna przemoc, nie możesz nic. Nie możesz nic, bo dziś prawa ma twój oprawca, a Ty nie masz innych praw ponad to aby go znosić, usługiwać mu i z dnia, na dzień zamieniać się w cień człowieka...

wtorek, 14 sierpnia 2012

ja ciebie też...

Na dole znowu 'koncert życzeń' pana hrabiego. Tu na górze, stojąc nad garnkiem chili, zastanawiam się o co tak do końca chodzi. Wiem, że bardzo, ale to bardzo mu przeszkadzam swoją osobą. Uwieram jak upierdliwa drzazga lub kamień w bucie. Stara się mnie pozbyć, ale kiepsko mu idzie. Gdyby chociaż przez chwilę użył tego wysokiego i nieprzeciętnego IQ, którym się tak chwali, zrozumiałby, że nie może się mnie pozbyć z tego miejsca w żaden legalny i niekaralny sposób. 

Nie wiem, po co też stara się mnie zastraszyć, skoro od dawna już powinien wiedzieć, że przestałam się go bać wiele, wiele lat temu. Teraz może mnie zezłościć, wnerwić, ale już nie przestraszyć. Jedyna rzecz jakiej się mogę przestraszyć, to tylko tego, że kiedy przyjdzie czas i ktoś powie mi, że on nie żyje, to, tak, będę się cholernie bała, będę się bała, że może to nie być prawdą, że może to być tylko złudna nadzieja. Tego jednego mogę się bać w odniesieniu do jego osoby. 

Tylko, zaczynam odnosić wrażenie, że to on boi się mnie. Nie wiem, czy sobie to uzmysławia, czy nie. Nie wiem, czy tak jest na pewno. Takie jest po prostu moje wrażenie. Może boi się tego, że on potrzebuje 'wzmocnić' swoją odwagę, a mnie tego nie trzeba... To dobrze, że się może bać. Sam przez ponad 30 lat pracował nad tym by zniszczyć sporą część mojej psychiki. Co najlepsze, całkiem nieźle mu się to udało. Niestety, najwidoczniej, nie w tym kierunku, w jakim było to w planach. Powinien sobie pogratulować. Nie przewidział tylko jednej rzeczy. Nie przewidział, że swoim działaniem, rok po roku, nie łamał, a wykuwał w twardej materii mój charakter. Miałam być posłuszna, potulna i grzeczna. Miałam uciec lub mu służyć i dogadzać. 

Nie służę, nie zginam karku, nie uciekłam... A to co w moich oczach widział w przeddzień moich 35 urodzin... tak, tego powinien się bać. Zdecydowanie powinien się tego bać, tylko, czy taki tchórz jest w stanie cokolwiek dostrzec? Być może... 

Powinien pamiętać, przecież mu bez przerwy o tym przypominam, pewne rzeczy można zrobić tylko raz... tylko raz można zabić danego człowieka... kiedy jest już martwy, drugi raz się go nie zabije... Kochany Tatusiu, obiecujesz mi, że mnie zabijesz - pamiętaj, to możesz zrobić tylko jeden raz...

niedziela, 12 sierpnia 2012

chore państwo, chory kraj

Maciej D. Po niemal roku został uznany za winnego znęcania się psychicznego i fizycznego nad żoną. Po 8 latach trzeba było czekać 11 miesięcy na wydanie nieprawomocnego wyroku, od którego na pewno skazany będzie się odwoływał.

Czy ja muszę pisać, że przez te 11 miesięcy on mógł ją niemal zakatować na śmierć, a papierki krążyłyby sobie pomiędzy policją, prokuraturą, sądem i Bóg tylko jeden raczy wiedzieć kim jeszcze.

Dodatkowo rozbawiła mnie forma artykułu. Krótka notatka przywołująca jakże, na naszym rynku spektakularne, sukcesy rzeczonego skazanego. Lakoniczne wspomnienie o tym co robił przez długie lata i za co został skazany i pienie ku chwale tego co zrobił i osiągną w życiu zawodowym. Gówno osiągnął. Zniszczył życie swojego, dziś 8 letniego, dziecka. Spaczył jego postrzeganie rzeczywistości i relacji między ludźmi. Wypaczył jego przyszłość, a teraz, teraz zapewne jeszcze udowodni swojemu dziecku, że można się znęcać nad żoną i nad dzieckiem i za to nie odpowiadać, bo prawo polskie jest ułomne, a pieniądze i nazwisko w kraju dupolizów i wazeliniarzy, wystarczą aby nie ponieść konsekwencji własnych czynów.

Artykół, zamieszczony gdzieś z boku strony głównej, małym druczkiem i bynajmniej nie na pierwszej linii. Przepraszam, ale na miejscu Pana Borysa Szyca i pozostałych wymienionych osób stanowczo sprzeciwiłabym się na łączeniu własnego nazwiska z tą sprawą i pod kątem darmowej, dodatkowej reklamy domowego, babskiego boksera i emocjonalnego sadysty.


sobota, 11 sierpnia 2012

ten jeden dzień w roku

Dziś są moje urodziny. Od jaśnie pana hrabiego dostałam wczorajszego wieczoru uroczy prezent. Sine i spuchnięte ręce. Kolejna szarpanka, kolejne sprwdzanie sił.

P2 zabrało pogotowie, pana hrabiego policja. Oczywiście, porankiem wrócił, bo jakżeby inaczej być mogło, skoro w tym kraju prawo jest po stronie katów, pijaków, sadystów, psychopatów i innych ludzi z poważnymi problemami ze sobą stanowiących zagrożenie, pół biedy jeżeli tylko dla siebie samych, ale najczęściej dla otoczenia.

Tak, w ramach prezentu urodzinowego mam dziś się wynieść, bo jak się nie wyniosę do czasu kiedy on wróci wieczorem (rzecz jasna nawalony), to już będzie po mnie. Tak. Tym razem, nawet obecność policji mu w tych zapędach nie przeszkadzała.

Nie wiem, mam wrażenie, że to ścierwo stara się mnie zastraszyć i zaczyna brakować mu pomysłów jak to zrobić, oraz dlaczego, po tym wszystkim ja nadal się go nie boję. Czy to tak trudno zrozumieć, że człowiek boi się najbardziej tego czego nie zna, a to co zna, choćby najgorsze, nie robi na nim najmniejszego wrażenia. Zabić mnie może tylko raz, okaleczyć? Cóż, już dawno to zrobił. Czasem, czasem zastanawiam się, czy kalectwo fizyczne może być gorsze od kalectwa emocjonalnego. Wydaje mi się, że nie może. To pierwsze widać, to drugie nie. To czego nie widać zmienia człowieka po odrobince od środka, niemal niezauważalnie, ale zmienia, w którą stronę? Nad tym lepiej czasami się już nie zastanawiać.

Panie hrabio, proszę się nie dziwić, że hasła z gatunku: zniszczę cię, łeb ci ukręce, zabiję, rozpierdolę siekierą itp. itd. nie robią na mnie wrażenia. Przecież cieżko jest mi sobie przypomnieć aby przez ostatnie 30 lat cokoliwek innego padało z twoich ust. Przyzwyczaiłam się. To znam. Zastanawiam się tylko, dlaczego tak bardzo to właśnie ja tobie przeszkadzam? W czym stoję tobie na drodze? ... och, zapomniałam, że jednak szczycę się bycia conajmniej jeden level życia ponad tobą. Kultura wymaga podziękować za życzenia. Więdz drogi tatusiu, dziękuję ci bardzo, że po raz kolejny obiecałeś mi, że mnie zabijsz, ale pamiętaj, że ten 'prezent' możesz dać mi tylko jeden raz... tylko raz...

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

po długiej ciszy

Nie pisałam długo. Nie miałam chęci do pisania. Nie do tego tematu, o którym tutaj piszę. W kilku słowach tylko dodam, co przez ten czas miało miejsce i jak to wygląda wszystko w praktyce.

Ujmijmy to tak: Ani policja, ani prokuratura, ani sądy w naszym kraju nie działają nazbyt szybko. Każdy ma swoje, narzucone przepisami terminy, i wydaje mi się, że każdy zwleka z załatwianiem własnych spraw służbowych, aż do czasu kiedy przypili go widmo upływającego terminu.

A więc sprawa została założona w maju. W czerwcu odbyły się przesłuchania. Teraz sąd przy udziale policji wymienia sobie listy z kliniką jedną o 200 km oddaloną, czy można przesłuchać epileptyka, czy nie. W tym przypadku nie, ale to moje obiektywne zdanie i psycholog zapewne by to potwierdził, ale sąd wie lepiej i lepiej się zna na psychice i na medycynie również i sąd sobie życzy.

Drogi sądzie, gdyby Pan Hrabia miał kaprys nas pozabijać, to zanim Wysoki sądzie ruszysz dupę ze stołka i się w nią podrapiesz, zastanowiwszy się uprzednio, czy życzysz się sobie podrapać w lewy, czy też w prawy półdupek, on dawno by to zrobił. Dzięki szybkości pracy jaśnie sądu, i jego zachcianek, nadal psychopata rulez trwa. Nie mam złudzeń, że nawet jeżeli go zabiorą na odwyk, wszystko się skończy. Nie, nic się nie skończy, bo jedyny koniec jaki jest możliwy, aby rozwiązać ten problem, to koniec Pana Hrabiego i naprawdę, innej możliwości realnej nie ma. Owszem, teoretycznych jest wiele, ale praktyka nie pokrywa się z teorią zbyt często, a jeszcze rzadziej kiedy idzie o zwyczajne życie.

Inną rzeczą, o której chciałam tu napisać, jest to, że dopiero teraz uzmysławiam sobie do jakiego stopnia jestem osobą dysfunkcyjną społecznie. Nie miałam o tym pojęcia. Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo nie umiem poprawnie interpretować zdarzeń, jak spaczone mam rozpoznawanie relacji międzyludzkich i jak niewiele z przesyłanych bodźców odbieram i rozróżniam. Na dobrą sprawę tylko 1/3 informacji z otoczenia jest przeze mnie poprawnie interpretowana. Właśnie chyba to jest najlepszą odpowiedzią, na moje własne życiowe dylematy. Nigdy nie ułożę sobie życia, bo tego nie umiem. Nie umiem rozpoznać normalnych relacji, gdyż znam tylko te, które obarczone są różnorodnymi dysfunkcjami i zaburzeniami. W tych niepoprawnych umiem się odnaleźć, te znam i umiem rozpoznać. To one są dla mnie normalne. Więc świat ‘Normalnych” ludzi jest dla mnie obcym, niezrozumiałym światem. Chyba lepiej było mi bez tej świadomości. Teraz mam jeszcze mniejszą ochotę wychodzić między ludzi, a już zupełnie żadnej na poznawanie nowych osób w realnej, wielowymiarowej przestrzeni, bo wiąże się z tym zbyt wiele sygnałów, których nie dostrzegam lub nie umiem zinterpretować, gdyż nie pasują do wzorców jakie znam – są mi obce.